niedziela, 18 września 2016

Wokół książek: Lektury szkolne- zło konieczne?

Witajcie moi kochani. Nowy rok szkolny trwa w najlepsze. Ja akurat mam jeszcze trochę wolnego, więc chcę go dobrze wykorzystać. Jak wiadomo, jednym z nieodłącznych elementów edukacji są LEKTURY SZKOLNE. Pomyślałam sobie, że warto by o nich chwilę podyskutować. Zapraszam na kolejną odsłonę, nieco zapomnianej przeze mnie, serii "Wokół książek".


Lektury szkolne- od zawsze były, są i chyba już będą. Jedni je lubią, drudzy szczerze nienawidzą. W społeczeństwie od wielu lat trwa dyskusja na temat ich zasadności i wyboru poszczególnych pozycji. Niestety, dla wielu uczniów są one uosobieniem demona, który czai się za rogiem i atakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet wśród osób lubiących czytać, książkoholików, spotykam się z negatywnymi opiniami na ich temat. Jednak, czy lektury to wyłącznie zło konieczne, obowiązek? Niepotrzebna męczarnia? Czy tego "potwora" da się jakoś oswoić?

Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze czytałam lektury szkolne. Nie traktowałam ich wyłącznie jako przykry obowiązek. Zawsze starałam się dokończyć książkę, choćby nie wiem jak okropna była, i znaleźć w niej pozytywy. A czasami było o to naprawdę trudno. Po ewentualne pomoce sięgałam dopiero po zakończeniu czytania. Rozumiem też jednak tych, którzy mają z nimi kłopot. Sama niejednokrotnie z nerwów chciałam rzucić jakąś książką o ścianę. Z perspektywy czasu, mogę jednak przyznać, że czytanie lektur się opłaciło.

Przede wszystkim lektury to prawdziwa kopalnia motywów. Miłość, rodzina, samotność, dylematy moralne, wina i kara- te tematy są stale obecne w naszym życiu, mimo ogromnych zmian na świecie. Argument, że ludzie kiedyś mieli inne problemy jest moim zdaniem nietrafiony. Czasy się zmieniły, problemy ludzi- nie. Często w lekturach możemy spotkać, nie od razu widoczne, liczne analogie do naszych czasów. Obserwacja postępowania bohaterów pozwala czytelnikowi wyciągnąć wnioski i uniknąć podobnych błędów w życiu. Niestety, tą jakże ważną naukę tak naprawdę dostrzegamy dopiero przy omawianiu danej lektury na lekcjach. Dlaczego?

Winowajcą najczęściej jest język jakim daną powieść czy dramat napisano. Często bywa zbyt trudny i niezrozumiały dla współczesnej młodzieży, co skutecznie odstręcza od przeczytania książki. Przestarzały, pełen niezrozumiałych zwrotów ze staropolszczyzny język naprawdę potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Z im dalszej epoki jest książka- tym gorzej. Właśnie przez to tak trudno odkryć jakiekolwiek walory lektury. Objętość też nie pomaga. W dobie dążenia do skrótowości, opasłe tomiska, często przekraczające 400 stron, nie są w cenie. Myślę jednak, że powinniśmy pokonywać tego rodzaju trudności i uczynić lektury przyjemnością. To naprawdę możliwe.

Nie twierdzę, że wszystkie lektury są cudowne, bo to nieprawda. Rzeczywiście niektóre książki nadal niepotrzebnie tkwią w kanonie, ale to tylko kilka wyjątków. Tak naprawdę lektury wcale nie są takie złe. Spróbujcie dać im szansę. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Poza tym, moim zdaniem, lektury po prostu wypada znać. O ile mogę wybaczyć nieznajomość pewnych zagranicznych dzieł, o tyle polskich już nie. To rodzaj spuścizny, dorobku kulturowego, a przy tym lekcja historii. Tak jak potrafimy pisać czy liczyć, tak samo powinniśmy poznać kawałek literatury. Serdecznie Was do tego zachęcam.

A co Wy sądzicie na ten temat? Czy według Was lektury to tylko przykry obowiązek? Czytacie/ czytaliście je? Które należą do Waszych ulubionych? Napiszcie mi o tym w komentarzach. Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania.

6 komentarzy:

  1. Nie znosiłam lektur i zawsze miałam z nimi na bakier. Wreszcie doszło do tego, że w 3 LO przeczytałam chyba jedną - Glorię Victis, bo byłam ciekawa, co oznacza tytuł. A potem poszłam na polonistykę. :D Nadal nie przeczytałam wielu "bardzo ważnych" dzieł, jak choćby Ogniem i Mieczem czy Lalka (robiłam do niej trzy podejścia, nie znoszę tej książki). Przeczytałam za to Kroniki Gala Anonima chociażby.

    Myślę, że lektury są przestarzałe i powinny mieć trochę inny cel - zainteresowanie ludzi literaturą, a nie wpojenie na szybko kanonu. Inna rzecz, że z lekturami wiąże się wiele zabawnych wspomnień, do których miło wraca się wspomnieniami. :) Z czym kojarzyłby mi się język polski w liceum, jeśli nie z odpytką z Potopu, którego nie przeczytałam? :D

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam lektury, bo jak ja to sobie mówię naprawiam nimi mój zły gust czytelniczy czyli robię sobie rehabilitację po tych beznadziejnych książkach. Mi to pomaga, bo lektury nie są wcale takie złe tylko może przestarzałe mogliby dorzucić kilka nowości i każdy znalazłby coś dla siebie.
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) Lektury w większości są całkiem ok. Rzeczywiście mogliby dorzucić parę nowości albo klasyków np. coś Zafona.

      Usuń
  3. Nie znosiłam większości lektur, ale próbowałam przeczytać każdą - raczej nie wychodziło :)
    niektóre lubiłam, ale chyba moim ulubieńcem była "zemsta" Fredry - jedyna jakiej ani razu nie chciałam odłożyć :)
    Za to z całego serca nienawidzę Lalki....
    Pozdrawiam i zapraszam
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka ze mnie czytelnik, że nie czytałam lektur szkolnych. Ot, tak! Bo nie lubię mieć narzuconej książki, nawet przez siebie samą. Taka już jestem :P Oczywiscie czytałam jakieś streszczenia, by względnie pojęcie o lekturze mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lektury wcale nie są takie złe :) Niektóre nawet są na tyle ciekawe, że można je przeczytać jeszcze raz :)

    Pozdrawiam!
    http://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń